Dużo
ludzi narzeka na Fez czy Marrakesz jako wielkie miasta nie oferujące nic poza
drogimi noclegami, wszechobecną komercją i słabym klimatem. Według mnie trzeba
się tam spodziewać innego nastawienia do ludzi niż jest to w bardziej
kameralnych miejscach. W tych miastach jest natłok turystów, szczególnie w
sezonie, więc dla mieszkańców jest to niepowtarzalna okazja na zarobek. My
jednak świetnie odnaleźliśmy się w Fez i na pewno jeszcze raz chętnie tam
wrócę, aby pobłądzić po uliczkach medyny!
Do
Fez dojechaliśmy busem CTM, mając w zanadrzu adres jednego hotelu położonego w
nowej dzielnicy skierowaliśmy się do wyjścia. Zanim nam się udało opuścić
dworzec już dopadł nas jeden naganiacz. Tym razem był on schludnie ubrany i
bardzo kulturalnie się wysławiał. Zaproponował nam nocleg, niestety w kwocie,
której nie byliśmy w stanie przyjąć, 250MAD. Po krótkich negocjacjach zbiliśmy
kwotę prawie o połowę, więc oferta stała się już całkiem kusząca,
zdecydowaliśmy się więc pojechać na miejsce. Cała sytuacja była dosyć dziwna,
trudno powiedzieć czy ryzykowna, gdyż nasz naganiacz wcale nie pojechał z nami
złapaną taksówką, tylko obiecał, że tam będzie czekał jego brat. Po mojej
namowie zdecydowaliśmy się z Justyną wsiąść do samochodu.
Na miejscu
rzeczywiście czekał na nas już człowiek i udaliśmy się z nim wgłąb medyny. Od
centrum byliśmy teraz oddaleni spory kawał drogi i zaczęliśmy wchodzić coraz
dalej w medynę, co dawało nam do zrozumienia, że możemy się zgubić jeśli nocleg
nam się nie spodoba i będziemy musieli wracać stamtąd sami. Starałem się więc
jak najlepiej zapamiętać drogę powrotną. Krytycznym momentem było to jak
weszliśmy w uliczkę, przy której mieszkaliśmy. Prawdę mówiąc przez chwile przez
głowę przewinęły mi się czarne myśli. Rozwiały
się jednak, kiedy zobaczyłem uśmiechnięte dzieciaki w domu i poczułem przyjazną
atmosferę. Właściciel nie mówił po angielsku, kazał nam więc poczekać i
zaprosił z pobliskiego targu młodego sprzedawcę, który nam tłumaczył przez całą
rozmowę. Pokoje na które się ostatecznie zdecydowaliśmy były naprawdę jak na
Maroko o wysokim standardzie, najlepsze jakie nam się trafiły. Jak widać trzeba
być dobrej wiary w tym kraju, jednak zawsze pamiętać o bezpieczeństwie. Tego
dnia wyszliśmy jedynie na małe zakupy i zobaczyć czy dobrze zapamiętałem drogę
powrotną…zapamiętałem ;)
![]() |
Urocza uliczka prowadząca do domku |
Wszystkie dni w Fez postanowiliśmy spędzić w medynie i
bliskiej okolicy. Jest ona tak obszerna i pełna uliczek, że te 3 dni to mało na
obejrzenie jej całej. Przy wjeździe do medyny od południa mamy jedną z głównych
bram Bab Bou Jeloud, kawałek przed nią znajduje się meczet i duży plac, na
którym jest targowisko. Sama brama wygląda na starą, jednak została ona
wybudowana w XXw. Zagłębiając się nieco dalej można za niewielką opłatą wejść
do Medresy Bu Inanijja, szkoły koranicznej, najstarszej w medynie . Jako jedyna
posiada własny minbar i minaret. Jest to niewielki placyk i pomieszczenia w
których nauczano nauk Koranu. Warto tam się udać choćby po to, aby stanąć na
dziedzińcu i podziwiać misterną robotę przy wykończeniach drzwi i ścian, oraz
posadzkę wyłożoną marmurem i onyksem.
![]() |
Medresa |
Wbrew pozorom w medynie nie jest się tak
ciężko zgubić, gdyż kierunek wskazują nam strzałki zawieszone ponad naszymi
głowami. My korzystaliśmy z nich często określając stronę w którą powinniśmy
iść.
Polecam pójść na plac
Qaraouyine na którym wytwarzane są ręcznie naczynia z różnego typu metali. Huk
jaki towarzyszy tej pracy jest duży, jednak jest to niepowtarzalna okazja, żeby
zobaczyć w jaki sposób są wyrabiane. Obok placu jest biblioteka i meczet
Karawiijin. Idąc w tamtą stronę od południa mijamy plac el Nejjarine, przy
którym jest fontanna uważana za najładniejszą w mieście.
Fontanna |
Plac na którym wytwarzane są wyroby z metalu |
Jak dla mnie
nieodłączną atrakcją miasta są Garbarnie Szawara. Dostać się do nich można
jedynie poprzez jeden ze sklepów oferujących wyroby skórzane. Są dwie opcje,
albo zapłacimy przy wyjściu za oprowadzenie nas, albo kupimy coś w sklepie. My
wybraliśmy opcję drugą, gdyż nie mogłem oprzeć się Babuszom, czyli loklanym
kapciom. Do tego od razu kupiliśmy pamiątki tam, więc wstęp do garbarni
mieliśmy już bezpłatny.
![]() |
Garbarnie |
Innymi atrakcjami w mieście
jest po prostu spacerowanie po ulicach medyny, mijając suki, czyli targowiska, można
natknąć się na rzeczy, których w Polsce albo nie dostaniemy, albo dostaniemy
je, ale w o wiele gorszym wydaniu i za 10x wyższą cenę. Polecam się zaopatrzyć
w jak najwięcej pamiątek, gdyż sam do dziś żałuję naczynia do tadżinu… Idąc
ulicą można kupić dosłownie wszystko, od pralki po żywą kurę. Tak, jeśli w
Maroko chcemy sobie zrobić porządny rosół po prostu zabieramy kurę ze skrzynki,
która stojącą na ulicy. Również tutaj późniejszym popołudniem możemy spotkać
różnego rodzaju garkuchnie, w których dostaniemy lokalne rarytasy. Przepyszne
zupy, ciasta i słodycze można kupić wszędzie i za naprawdę niewielkie
pieniądze. Tutaj film z restauracji 5* obok hotelu Sheraton, w głównej roli JA,
zapraszam:
Nasz pobyt w Maroku
dobiegał końca, ostatniego dnia spotkaliśmy jeszcze dwójkę Polaków, którzy
również jutro wracali do Polski tym samym lotem. Umówiliśmy się rano na wspólną
taksówkę, zrobiliśmy małe zakupy na podróż i wróciliśmy do domu. Ostatnia noc
była najgorszą, gdyż w głowach mieliśmy perspektywę wyjazdu.

Krótkie podsumowanie
kosztów:
Cały wypad z biletami
za ok. 350zł (podrożały nam powrotne podczas zakupu =/ ) wyniósł nas ok. 700zł
na 8 dni. W cenie noclegi, jedzenie, taksówki, 2x pociąg, 2x autokar i
pamiątki. Uważam, że można było wydać nawet mniej, ale nie sposób jest się
oprzeć pamiątkom i smakołykom tego kraju. Nieraz warto coś kupić, z racji
samego pogadania ze sprzedawcą i potargowania się. Produkty są naprawdę tanie,
powiedzmy skórzana bransoletka, za którą w Polsce nie damy mniej niż ok.
30-40zł tam kosztuje 2zł! Także polecam ten kraj z całego serca, promocje na
loty wyskakują często, nie bać się, łapać i lecieć! W razie pytań zapraszam do
komentarzy, lub na facebooka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz