![]() |
Romola |
Część druga opisująca nasz wyjazd to przede wszystkim :
- walka o przekroczenie granicy węgiersko - serbskiej,
- moja choroba i wizyta w szpitalu,
- impreza w Szeged z Romolą
(ta urocza niewiasta, której fota widnieje po lewej stronie).
Jednakże o tym jak dokładnie to wyglądało możecie przeczytać poniżej:
„GET LOST”.
To oznaczało koniec naszej
przygody z Serbią. Pokornie wróciliśmy na Węgry. Tak, więc nasz pierwszy raz w
Serbii trwał… około pół godziny.
Z
uwagi na fakt, że w dalszym ciągu czułem się źle, stwierdziliśmy, że być może
dobrym rozwiązaniem byłoby udanie się do Budapesztu do ambasady polskiej. Być
może zostałbym przekierowany do szpitala, z którym mój
ubezpieczyciel miał podpisaną umowę, jednakże... i w drugą stronę łapanie stopa nie szło... Kiedy po
godzinie nieudanych prób zajrzeliśmy na chwilę na stację naradzić się co dalej
robić usłyszałem za sobą znajomy okrzyk radości:
- „NO KURWA MAĆ”
Oho,
nasi! Wracali z Grecji i zepsuło im się auto. Niestety nie znali angielskiego,
więc nijak nie potrafili się dogadać z obsługą stacji. Chcieli zadzwonić po
pomoc drogową. Pobiegłem z pomocą. Na szczęście mój telefon posiadał wi-fi w
związku z czym, mogłem im również pomóc wysłać maila do ubezpieczyciela.
Oczywiście spotkaliśmy się z ogromną wdzięcznością. Na początku Ci ludzie
chcieli dać nam pieniądze, ale odmawialiśmy. W związku z tym kupili nam butelki
wody i dosłownie wcisnęli za pazuchę 10 euro. Po chwili jednak, dorzucili nam
balsam do opalania „50”. Przypuszczam, że wiązało się to z odcieniem mojej
skóry. Cóż, całe dnie stania na słońcu i łapania stopa przyniosły nie do końca
pożądane efekty. Po tym jak przyjechała laweta i odtransportowała naszych
znajomych zacząłem się rozglądać dookoła stacji. Zauważyłem boczną drogę
biegnącą równolegle do autostrady, przy której stało dwoje ludzi. Backpackersi
jak nic. A wiec biegnę do nich i krzyczę dziarsko:
- Hi, where are you from?
- From Poland!
- No to tak jak my :D
Wracali
z Bułgarii. Po krótkiej rozmowie o moim stanie zdrowia dowiedziałem się, że z
pobliskiej granicy odjeżdża, średnio raz dziennie bus do Szeged (pobliska
miejscowość). Tam na pewno jest szpital i będę mógł dostać jakieś leki. Jednakże
okazało się, że ten bus odjeżdża dosłownie za 30 minut, a do granicy jest parę kilometrów. Ruszyliśmy biegiem. Dosłownie w ostatniej chwili wskoczyliśmy do
autobusu. Musiałem jeszcze wymienić zdobyczną kasę na forinty i tym sposobem to
10 euro starczyło nam na bilety dla 2 osób w obie strony i jeszcze coś do
jedzenia na miejscu.
![]() |
My, nasz dobytek i dupa konia |
Dojechaliśmy
do centrum. Jak zwykle bez mapy, jak zwykle nie mając takich planów. Zaczynamy
krzyczeć po ludziach, czy umieją mówić po angielsku. Pierwsze dziewczyny
zareagowały śmiechem – nie wiedzą co tracą ;). Kolejna się odwróciła.
Romola,
bo tak miała na imię. To dziewczyna, której mama pracowała w szpitalu, jako
pielęgniarka, a której dziadek leżał tam ciężko chory. Była dla nas wtedy jak
anioł zesłany prosto z nieba. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że z taką
łatwością udało nam się ją złapać. Spędziła z nami cały dzień w szpitalu, w
oczekiwaniu na to, aż zostanę przebadany.
Diagnoza
to zapalenie oskrzeli. Dostałem końską dawkę antybiotyku i po paru dniach byłem
zdrowy. Pieniądze za leczenie oraz lekarstwa zostały mi zwrócone, dzięki karcie
euro 26. Dlatego z całą pewnością i z ręką na sumieniu mogę ją tutaj polecić.
Same badania były wykonane naprawdę profesjonalnie, jednakże nie obyło się bez
drobnych nieporozumień. Chociaż angielski jako język techniczny nie sprawia mi
problemów, to jako język medyczny potrafi być kłopotliwy. Ale, czy wszyscy z
was wiedzą jak po angielsku nazywa się: rozwolnienie, zatwardzenie, problemy z
oddawaniem moczu, zapalenie płuc? Ponieważ moja Pani doktor nie do końca
potrafiła mi to wyjaśnić, a dostępu do Internetu akurat w tym momencie nie
było, to zaczęła mi dosłownie POKAZYWAĆ, o co Jej chodzi. Wyobraźcie sobie w
jaki sposób można pokazać te dolegliwości. Dodam tylko, że cały personel śmiał
się z nas, a sytuacja była rozbrajająca.
![]() |
Impreza w dzień, impreza w nocy - takie rzeczy tylko w Szeged. A w tle basen, w którym się kąpaliśmy :) |
Romola
czekała razem z nami. Zakumplowaliśmy się. Język nie stanowił bariery, nawet
jeżeli druga osoba znała go: „tyćku, tyćku”. Zaprosiła nas do siebie na
działkę. A tam… Jedna, wielka węgierska impreza! Jej cała rodzina w miejscowości
Roza – niedaleko Szeged – grillowała, piła, tańczyła się i bawiła na całego. A
pośród tego rozentuzjazmowanego tłumu – my. Dwóch brudnych Polaków prosto z
ulicy. Ilu z was postąpiłoby w ten sposób? Sam zastanawiałbym się dłuższą
chwilę…
Uczta w Szeged |
Spędziliśmy
tam trochę czasu. Zasmakowaliśmy miejscowej kuchni. Napiliśmy się palinki.
Popływaliśmy w basenie. Zjedliśmy fasolę przyrządzoną w gigantycznym kotle.
Ludzie, to było niesamowite! Wszystko wyglądało nieziemsko, my mieliśmy z tej
całej sytuacji kosmiczny ubaw i czekaliśmy, kiedy pojawi się przysłowiowy
haczyk...
Przygotowania do uczty |
Przygotowań ciąg dalszy |
No
i się pojawił... Romola, jako córka pielęgniarki uwielbiała dzieci i była bardzo
opiekuńcza. Stwierdziła, że bardzo chciałaby zostać mamą. No i powtarzała to
zdanie jak mantre co kilkanaście minut. Było to uprzykrzające do tego stopnia,
że zapamiętałem ją głównie z uwagi na te zdania:
- DO YOU WANT A BABY WITH ME?
- EAT MORE, DRINK MORE, DRINK FASTER!
Podjeliśmy
decyzję o wyjeździe. Miło było, ale wypadałoby ruszyć dalej. Zresztą, żaden z
nas nie chciał zostać już ojcem… A przynajmniej, nie z nią. Pożegnaliśmy się,
podziękowaliśmy i trafiliśmy z powrotem do Szeged, a stamtąd na naszą ulubioną
stację.
Następnego
dnia byliśmy już poza granicą i łapaliśmy stopa kilkaset metrów za budką
strażnika. Czułem się lepiej. Leki zaczęły działać, a w połączeniu z kuracją
alkoholową w Szeged wzmocniły swoje działanie. Kilkanaście minut później
mknęliśmy już w stronę Belgradu Audi razem z Austriakiem.
![]() |
Zachody słońca przy drodze |
NIEMIECKI!
Dlaczego nigdy nie lubiłem tego języka? Tzn. Odpowiedź na to pytanie jest
względnie prosta – po prostu go nie lubiłem. Niestety, okazało się, że
wielokrotnie potrzebowaliśmy go użyć. No i tu zaczynały się kłopoty. Co więcej,
czy zauważyliście, że większość ludzi mówiących po niemiecku, ma ten charakterystyczny
ruch głową? Kiedy nasz kierowca odwracał się do pasażera siedzącego obok jego
głowa obracała się tylko co 90 stopni. Zawsze się z tego śmieję i zastanawiam,
czy to ja jestem dziwny, że dostrzegam takie rzeczy, czy to oni, że dla nich to
normalne. Po pewnym czasie dojechaliśmy do stacji benzynowej, gdzie nasz Niemiec
zrobił sobie przerwę na małe piwko, a my zmęczeni pogodą i upałem rozłożyliśmy
się na karimatach przy stacji. Było piekielnie gorąco… Żar lał się z nieba… A
nam chciało się pić i spać… Ale nie było nam dane pospać długo… O tym co było
dalej, przeczytacie w kolejnej części…
Biorę namiar na Romolę!
OdpowiedzUsuńDesperat! :D
Usuń