Byliśmy już w Serbii! Szczęśliwi i dumni ze zdobycia pieczątki w paszporcie wyluzowaliśmy się i chcieliśmy chwilę odpocząć. Znaleźliśmy ustronne miejsce (metr od stacji benzynowej) i obserwowaliśmy jak dwóch kolesi strzyże trawę dookoła stacji. Nie byłoby w tym nic zabawnego, gdyby nie fakt, że używali do tego przycinarek z ostrzami o długości może 3 cm... To miało mniej więcej podobny sens do tego, gdybym chciał wygryźć to zielsko własnymi zębami... albo spróbować użyć scyzoryka... Było strasznie gorąco, żar lał się z nieba... Zacząłem zasypiać...
...kiedy NAGLE obudził mnie Pendzel:
- Jakiś gość chce nas wziąć ze sobą do Belgradu!
Otwieram oczy i faktycznie widzę gościa, który macha do nas i każe nam wskoczyć do swojego auta. Był to najbardziej leniwy stop jakiego kiedykolwiek złapaliśmy. Jedyne co zrobiliśmy, żeby go zdobyć to tekturka z napisem: BELGRAD umieszczona przy nas i naszych tobołach.
Chwilę później mknęliśmy już autostradą w stronę Belgradu. Podróż mijała bardzo szybko. Co więcej – język serbski był chyba najbardziej zbliżonym do polskiego językiem, którego doświadczyliśmy w drodze.
Po dojechaniu na miejsce nasz kierowca popatrzył się na nas i stwierdził, że da nam swoje firmowe koszulki. Były to nasze wyjściowe koszulki i z uwagi na fakt, że miały ładny kołnierzyk i były czyste. Z cała pewnością możemy stwierdzić, że dawały nam +100 do szczęścia, jeżeli chodzi o łapanie stopa.
Pierwszą noc w Belgradzie spędziliśmy w hotelu. Był to jedyny raz podczas naszego wyjazdu, kiedy zapłaciliśmy za nocleg. Kierowaliśmy się tylko i wyłącznie ceną, zatem wybraliśmy… najdroższy w mieście hotel Hilton z apartamentem na najwyższym piętrze. Rozpościerał się stamtąd niesamowity widok na Belgrad. Dodatkowo mieliśmy do dyspozycji służbę w postaci byłych Miss Serbii ubranych tylko i wyłącznie w dół bikini. Co chwila serwowały mi moje ulubione whisky i odpalały cygaro świeżo zagniecione w rogu przez młodą Kubankę na jej jędrnych, obfitych udach, która później godzinami umilała nam nasze nocne życie. To były niesamowite chwile.
serbska waluta |
Nad Sawą |
Polska wystawa w Belrgadzie :) |
pokój naszego hosta |
Milan był alkoholikiem. Mieszkał z Ojcem i nie dbał o czystość i o to co go otacza. Dzień rozpoczynał od paru mocnych piwek, a kończył na rakiji w barze. Słowiańska bratnia dusza! Poszliśmy z nim w tany! Oprowadził nas po mieście robiąc przystanki w jego spelunkach. Tak, więc nie możemy powiedzieć, ażeby nasze zwiedzanie nie było urozmaicone. To co zwiedziliśmy możecie obejrzeć na zdjęciach. Na pewno jest to zestaw tzw. MUST SEE jeżeli chodzi o Belgrad i o 2-3 dni w nim spędzone. Z tego co wiem, to aktualnie największym uznaniem wśród turystów cieszą się zbombardowane przez NATO domy położone w centrum Belgradu. Stoją tam do dziś, po części jako pamiątka po brutalnym nalocie zorganizowanym przez naszych sojuszników (za pozwoleniem Polski oczywiście), po części z braku pieniędzy na ich remont. Warto dodać, że lokalizacja tych budynków wydaje się niezwykle ciekawa. Dzięki Milanowi udało nam się skosztować pljeskavicy – to najlepszy hamburger jaki jadłem w życiu. Oczywiście skosztowaliśmy wersji tradycyjnej, czyli bez dodatków psujących smak ketchupów czy musztard (prawie jak włoska pizza bez sosu). NIEBO W GĘBIE. Zdecydowanie musicie tego spróbować.
pljeskavica |
Milan był bardzo ciekawym człowiekiem. Co prawda, w jego kuchni napotkaliśmy niezliczone ilości kurzu i spleśniałych owoców, jednakże był świetnym kompanem do picia, rozmowy i nie tylko. Ponieważ bardzo spodobał mu się couchsurfing zaczął nocować ludzi z wielu zakątków świata. Zdecydowanie największym hitem okazał się dla mnie fakt, że przenocował u siebie parę z Australii przez… parę miesięcy i … został świadkiem na ich ślubie. Człowiek – gigant. Do dziś utrzymujemy kontakt i mam nadzieję, że gdzieś się zobaczymy. Być może w drodze…
I skoro o drodze mowa, to i my zdecydowaliśmy się ruszać. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy gdzie się udamy. Skopje? Sofia? Istambuł? Zobaczymy co przyniesie los. A przyniósł coś, czego się nie spodziewaliśmy….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz