26 czerwca 2013

Oko na Maroko - Fez

Dużo ludzi narzeka na Fez czy Marrakesz jako wielkie miasta nie oferujące nic poza drogimi noclegami, wszechobecną komercją i słabym klimatem. Według mnie trzeba się tam spodziewać innego nastawienia do ludzi niż jest to w bardziej kameralnych miejscach. W tych miastach jest natłok turystów, szczególnie w sezonie, więc dla mieszkańców jest to niepowtarzalna okazja na zarobek. My jednak świetnie odnaleźliśmy się w Fez i na pewno jeszcze raz chętnie tam wrócę, aby pobłądzić po uliczkach medyny! 
 

Do Fez dojechaliśmy busem CTM, mając w zanadrzu adres jednego hotelu położonego w nowej dzielnicy skierowaliśmy się do wyjścia. Zanim nam się udało opuścić dworzec już dopadł nas jeden naganiacz. Tym razem był on schludnie ubrany i bardzo kulturalnie się wysławiał. Zaproponował nam nocleg, niestety w kwocie, której nie byliśmy w stanie przyjąć, 250MAD. Po krótkich negocjacjach zbiliśmy kwotę prawie o połowę, więc oferta stała się już całkiem kusząca, zdecydowaliśmy się więc pojechać na miejsce. Cała sytuacja była dosyć dziwna, trudno powiedzieć czy ryzykowna, gdyż nasz naganiacz wcale nie pojechał z nami złapaną taksówką, tylko obiecał, że tam będzie czekał jego brat. Po mojej namowie zdecydowaliśmy się z Justyną wsiąść do samochodu. 

Na miejscu rzeczywiście czekał na nas już człowiek i udaliśmy się z nim wgłąb medyny. Od centrum byliśmy teraz oddaleni spory kawał drogi i zaczęliśmy wchodzić coraz dalej w medynę, co dawało nam do zrozumienia, że możemy się zgubić jeśli nocleg nam się nie spodoba i będziemy musieli wracać stamtąd sami. Starałem się więc jak najlepiej zapamiętać drogę powrotną. Krytycznym momentem było to jak weszliśmy w uliczkę, przy której mieszkaliśmy. Prawdę mówiąc przez chwile przez głowę przewinęły mi się czarne myśli.  Rozwiały się jednak, kiedy zobaczyłem uśmiechnięte dzieciaki w domu i poczułem przyjazną atmosferę. Właściciel nie mówił po angielsku, kazał nam więc poczekać i zaprosił z pobliskiego targu młodego sprzedawcę, który nam tłumaczył przez całą rozmowę. Pokoje na które się ostatecznie zdecydowaliśmy były naprawdę jak na Maroko o wysokim standardzie, najlepsze jakie nam się trafiły. Jak widać trzeba być dobrej wiary w tym kraju, jednak zawsze pamiętać o bezpieczeństwie. Tego dnia wyszliśmy jedynie na małe zakupy i zobaczyć czy dobrze zapamiętałem drogę powrotną…zapamiętałem ;) 

Urocza uliczka prowadząca do domku
            Wszystkie dni w Fez postanowiliśmy spędzić w medynie i bliskiej okolicy. Jest ona tak obszerna i pełna uliczek, że te 3 dni to mało na obejrzenie jej całej. Przy wjeździe do medyny od południa mamy jedną z głównych bram Bab Bou Jeloud, kawałek przed nią znajduje się meczet i duży plac, na którym jest targowisko. Sama brama wygląda na starą, jednak została ona wybudowana w XXw. Zagłębiając się nieco dalej można za niewielką opłatą wejść do Medresy Bu Inanijja, szkoły koranicznej, najstarszej w medynie . Jako jedyna posiada własny minbar i minaret. Jest to niewielki placyk i pomieszczenia w których nauczano nauk Koranu. Warto tam się udać choćby po to, aby stanąć na dziedzińcu i podziwiać misterną robotę przy wykończeniach drzwi i ścian, oraz posadzkę wyłożoną marmurem i onyksem.
Medresa
 Wbrew pozorom w medynie nie jest się tak ciężko zgubić, gdyż kierunek wskazują nam strzałki zawieszone ponad naszymi głowami. My korzystaliśmy z nich często określając stronę w którą powinniśmy iść. 

Polecam pójść na plac Qaraouyine na którym wytwarzane są ręcznie naczynia z różnego typu metali. Huk jaki towarzyszy tej pracy jest duży, jednak jest to niepowtarzalna okazja, żeby zobaczyć w jaki sposób są wyrabiane. Obok placu jest biblioteka i meczet Karawiijin. Idąc w tamtą stronę od południa mijamy plac el Nejjarine, przy którym jest fontanna uważana za najładniejszą w mieście. 

Fontanna
Plac na którym wytwarzane są wyroby z metalu
Jak dla mnie nieodłączną atrakcją miasta są Garbarnie Szawara. Dostać się do nich można jedynie poprzez jeden ze sklepów oferujących wyroby skórzane. Są dwie opcje, albo zapłacimy przy wyjściu za oprowadzenie nas, albo kupimy coś w sklepie. My wybraliśmy opcję drugą, gdyż nie mogłem oprzeć się Babuszom, czyli loklanym kapciom. Do tego od razu kupiliśmy pamiątki tam, więc wstęp do garbarni mieliśmy już bezpłatny.
Garbarnie
Innymi atrakcjami w mieście jest po prostu spacerowanie po ulicach medyny, mijając suki, czyli targowiska, można natknąć się na rzeczy, których w Polsce albo nie dostaniemy, albo dostaniemy je, ale w o wiele gorszym wydaniu i za 10x wyższą cenę. Polecam się zaopatrzyć w jak najwięcej pamiątek, gdyż sam do dziś żałuję naczynia do tadżinu… Idąc ulicą można kupić dosłownie wszystko, od pralki po żywą kurę. Tak, jeśli w Maroko chcemy sobie zrobić porządny rosół po prostu zabieramy kurę ze skrzynki, która stojącą na ulicy. Również tutaj późniejszym popołudniem możemy spotkać różnego rodzaju garkuchnie, w których dostaniemy lokalne rarytasy. Przepyszne zupy, ciasta i słodycze można kupić wszędzie i za naprawdę niewielkie pieniądze. Tutaj film z restauracji 5* obok hotelu Sheraton, w głównej roli JA, zapraszam:

Nasz pobyt w Maroku dobiegał końca, ostatniego dnia spotkaliśmy jeszcze dwójkę Polaków, którzy również jutro wracali do Polski tym samym lotem. Umówiliśmy się rano na wspólną taksówkę, zrobiliśmy małe zakupy na podróż i wróciliśmy do domu. Ostatnia noc była najgorszą, gdyż w głowach mieliśmy perspektywę wyjazdu. 

Maroko okazało się najciekawszym krajem jaki dany mi było zwiedzać w życiu, po kilku dniach człowiek przyzwyczajał się do chodzenia jak mu się podoba, przez środek ronda, pod prąd, bez chodników, bez niczego. Wszechobecny gwar i nawoływania sklepikarzy długo obijały mi się w głowie, Maroko to magiczny kraj, w którym za niewielkie pieniądze można świetnie spędzić czas, na pewno jeszcze tam wrócimy zwiedzić pustynie i południe kraju.




















Krótkie podsumowanie kosztów:
Cały wypad z biletami za ok. 350zł (podrożały nam powrotne podczas zakupu =/ ) wyniósł nas ok. 700zł na 8 dni. W cenie noclegi, jedzenie, taksówki, 2x pociąg, 2x autokar i pamiątki. Uważam, że można było wydać nawet mniej, ale nie sposób jest się oprzeć pamiątkom i smakołykom tego kraju. Nieraz warto coś kupić, z racji samego pogadania ze sprzedawcą i potargowania się. Produkty są naprawdę tanie, powiedzmy skórzana bransoletka, za którą w Polsce nie damy mniej niż ok. 30-40zł tam kosztuje 2zł! Także polecam ten kraj z całego serca, promocje na loty wyskakują często, nie bać się, łapać i lecieć! W razie pytań zapraszam do komentarzy, lub na facebooka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz