Nie wiem co
lubię bardziej: chłodne poranki w zupełnie obcym dla mnie miejscu
ze świeżo zaparzoną kawą i laptopem gotowym do pracy, czy może
leniwe wieczory w hostelach spędzane w towarzystwie nowo poznanej
europejskiej mieszanki kulturowej. Fakt jest faktem, że kocham
podróżować w każdy możliwy sposób i na myśl o tym, że znowu
mogę to robić moje serce przepełnia szczęście i wewnętrzny
spokój. Mógłbym tak żyć. Stale z dala od domu, ciągle w nowych
miejscach i z nowymi ludźmi. Przynajmniej teraz tak myślę.
Wczoraj
przyjechaliśmy pociągiem do Zagrzebia z Budapesztu. Pociąg
"International"(nie dajcie się zwieść – ta nazwa nie
sugeruje żadnych, ale to absolutnie żadnych luksusów. Ot zwykły,
zwyczajny środek transportu jakich u nas pełno). Koszt takiego
luksusu to 29 euro. Nie za bardzo mieliśmy czas i sposobność(4
osoby) jechać stopem, więc wybraliśmy taki rodzaj transportu,
ale... oczywiście dla chcącego nic trudnego. Pewnie od biedy dałoby
się również podzielić na 2 grupki po 2 osoby i jakoś tu dotrzeć.
Nie chciało nam się.
Naszym
noclegiem na najbliższe 2 dni będzie położony na totalnym zadupiu
Zagrzebia – ale przez to bijący na głowę ceną inne hostele –
Logistic Youth Hostel. Za łóżko na jedną noc każdy z nas musiał
zapłacić oszałamiającą kwotę 5 euro. W dodatku po dojechaniu na
miejsce okazało się, że personel dosyć ostro balangował cały
dzień, w związku z tym dostaliśmy pokój 4 osobowy dla siebie za
tą samą cenę.
Zabawne, że
od razu pominąłem najciekawszy motyw wczorajszego dnia, a
mianowicie historię jak się tu dostaliśmy. Sytuacja wyglądała następująco.
Po przyjeździe na dworzec zagadałem panią z informacji o to jak
moglibyśmy najłatwiej dostać się na te peryferia. Uprzejma Pani
Zza Okienka zaoferowała swoją pomoc w postaci darmowego telefonu do
hostelu. Długo nie musiała mnie namawiać. Po krótkiej rozmowie z
gospodarzem oddała mi słuchawkę. Z tego całego bełkotu, który
do mnie docierał zrozumiałem jedynie, że recepcjonista wyśle po
nas samochód, który zawiezie nas na miejsce za darmo... Ok, w
tym momencie poczułem wykręcający nozdrza smród przekrętu.
Brnąłem w to dalej, zanurzając się coraz głębiej w to szambo.
Po 30 minutach dostaję telefon. Nie będzie prywatnego samochodu,
tylko taksówka, która zawiezie nas za darmo na miejsce.
Przyjechała. Piękna, lśniąca, prosto z salonu. Jednakże kierowca
chyba nie do końca rozumiał sytuację i zażądał od nas kasy.
Zapłaciliśmy (7km ze stacji głównej do hostelu kosztowało nas 50
kun, czyli jakieś 25 zł. Swoją drogą nie było to zbytnio
kosztowne). Na miejscu otrzymaliśmy propozycję rekompensaty tego
nieporozumienia w postaci darmowego transportu do miasta dnia
następnego. Skorzystaliśmy z niej. Głównie dlatego, że krąży
legenda mówiąca o tym, że przystanki autobusowe znajdujące się
niedaleko hostelu kiedyś przyjęły jakiś autobus. Nikt z
miejscowych jednak nie jest w stanie tego zweryfikować, gdyż nigdy
tego autobusu tu nie widzieli. Także po zakupie karty uprawniającej
nas do podróżowaniu po Zagrzebiu przez 72h za friko komunikacją
miejską(ZAGREB CARD 72H) będziemy drałować od tramwaju godzinkę,
żeby znaleźć się na miejscu.
Cóż, wyszło
jak zwykle. Nigdy nie można mieć wolnego czasu i pieniędzy w
portfelu. Swoją drogą jeżeli znajdziecie na to jakiś dobry
przepis to dajcie znać. U nas 25 stopni dziś i pełnia słońca.
Zaraz jedziemy zwiedzać miasto i zostaniemy tu przez 3 dni. Za jakiś
czas opiszę jak wyglądał nasz pobyt w Budapeszcie i jak będzie
wyglądał w Lublanie i Wiedniu.
Pozdrowionka i
udanej majówki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz