20 maja 2012

Rzym w urodziny - marzec 2012

Kilkudniowy wypad do Rzymu pod koniec marca, oraz jego owoc - poniższa relacja. Enjoy !













Termin: koniec marca 2012
Skład: 2 osoby ( Adam, Justyna )
Ceny:

  • Bilety lotnicze – 62zł ( tak, w obie )
  • Woda – 0
  • Koloseum, Forum Romanum, Palatyn – ulgowy 7,5
  • Muzea Watykańskie - 8
  • Kopuła bazyliki – 5
  • Bilet na komunikację miejską, w tym metro (75min.) – 1E, 3 dniowy – 11
  • Kara za jazdę na gapę – 100
  • Gałka pysznych lodów – 1 
  • Cappuccino – od 0,75E do 1,5
  • Pizza – w zależności od miejsca, ogólnie za 100g ok. 1,20

Decyzja o Rzymie zapadła nagle, długo się nie zastanawialiśmy, może i lepiej. Kiedy pierwszy raz na kupuje się tanie bilety lotnicze zawsze jest jakiś cień wątpliwości.
- A czy to nie ma ukrytych kosztów???
- A czy na pewno dolecę???
- A czy to nie klasa towarowa i będę leciał z kozami???

Jednak siła podróży była większa, bilety kupione, lecimy do Wiecznego Miasta!
Wylot mieliśmy z Poznania, nigdy tam nie byliśmy, jednak czasu na zwiedzanie również nie było dużo, więc po przyjeździe Polskim Busem, od razu udaliśmy się na lotnisko. W Poznaniu mogliśmy cieszyć się dodatkową zniżką na bilety z powodu trudności komunikacyjnych spowodowanych remontami  przed mistrzostwami Euro.
Kilka dni wcześniej na forum Fly4free dogadałem się z jedną użytkowniczką w sprawie wspólnego lotu, spotkaliśmy się na lotnisku. Podróżowała sama, spodziewałem się niezależnej Pani, wiek 35 lat, jednak Natalia okazała się przesympatyczną studentką-podróżniczką, z którą miło spędziliśmy czas na lotnisku i w drodze. Poinstruowała nas gdzie i co się robi na lotnisku, sprawnie przeszliśmy przez bramki, potem na pokład i fru do celu !

Pierwsze chwile na miejscu zawsze są trochę trudne, za to plan był prosty, autobus do centrum stamtąd tramwaj wprost do miejsca gdzie mieliśmy nocleg.
Niestety zapomniałem o moim wrodzonym „szczęściu”.  Jak potem się okazało, torowisko w tej części miasta było remontowane, jeździły zastępcze autobusy, które chyba nie do końca trzymały się określonej trasy.

  • Porada) Wciskaj przycisk zatrzymania! Inaczej nie ma szans by kierowca Cię wypuścił ;)
  • Porada) Nie szukaj godzin odjazdów na przystankach –tam ich nie ma. Jednak tramwaje i autobusy jeżdżą tam tak często, że nie ma się co stresować, zaraz coś przyjedzie.
  • Porada) Trzeba wiedzieć na którym przystanku się wysiada, nie ma takiej wygody jak u nas i wypisanych ulic prostopadłych, jest tylko ilość przystanków na danej ulicy.
Po trudach dotarliśmy do naszego lokum, wynajmowaliśmy pokój u pary Polaków, bardzo mili i pomocni ludzie, dobrze wspominam czas spędzony tam, mimo, że bywaliśmy tylko na nocleg, resztę czasu na mieście.
Podczas pobytu w Rzymie korzystaliśmy z Planu Borysa który został przeze mnie trochę zmodyfikowany. Oryginalny plan dostępny jest tutaj:
  • Porada) Nie kupujcie wody w Rzymie – nie warto. Jest tyle dostępnych źródełek, z których płynie woda zdatna do picia, że nie ma sensu wydawać pieniędzy. Warto się tylko zaopatrzyć w butelkę.
W pierwszy dzień poszliśmy zwiedzić Koloseum. Na miejscu nie mogłem uwierzyć własnym oczom, ten kolos  sprawia ogromne wrażenie. Nie widziałem kolejki, nie widziałem tłumów ludzi, imigrantów sprzedających buble itp., widziałem piękno architektury starożytnej w całej okazałości.
Postanowiliśmy zwiedzić Koloseum od środka, bilet ulgowy kosztuje 7,5E i obejmuje Koloseum, Palatyn i Forum Romanum w dzień zwiedzania i kolejny. Tutaj spotkała mnie miła niespodzianka, Pani w kasie oznajmiła mi, że w moje urodziny ( akurat obchodziłem ;) )mam wejście do wszystkich muzeów państwowych za darmo. Warto to sprawdzać, gdyż co roku jest podpisywane rozporządzenie w tym temacie ! Zapłaciliśmy więc tylko za bilet Justyny i zaczęliśmy zwiedzanie. Ogólnie bilet polecam kupić, chociaż mi osobiście Koloseum podoba się bardziej z zewnątrz.

Po Koloseum przyszedł czas na Palatyn, który bardzo gorąco polecam i do którego idzie się mijając majestatyczny Łuk Konstantyna. Świetne widoki, można odpocząć, wziąć głęboki wdech włoskiego powietrza i cieszyć się życiem. Potem poszliśmy dalej na Forum Romanum, które również mnie zachwyciło, to wszystko jest naprawdę...STARE ! Niewiarygodne, że rzeźby, budowle potrafią przetrwać tyle lat. Może inni nie, ja poczułem jak mogło być w tamtych czasach. Polecam przewodniki, w których jest  ukazane na obrazkach w jaki sposób było zagospodarowane miejsce , które zwiedzamy. Można jeszcze lepiej sobie wszystko wyobrazić.
Kiedy skończyliśmy zwiedzać kompleks skierowaliśmy swoje stopy w stronę Circo Massimo, tam chwile odpoczęliśmy. Idąc w tamtym kierunku nie da się ominąć śnieżnobiałego, ogromnego pomnika Vittorio Emanuele ( Ołtarz Ojczyzny ), jest o wiele większe niż się wydaje ze zdjęcia.

Jako, że zbliżał się wieczór, a nie chcieliśmy wracać do domu, postanowiliśmy w ten mroźny czas w Polsce, a gorący tutaj popędzić nad morze.

  • Porada) Nie ma sensu wysiadać na ostatniej stacji pociągowej, jak to jest w planie Borysa. Można wysiąść dwie wcześniej i jest pieszy dostęp do publicznej, długiej plaży, nie trzeba wsiadać w żadnego busa.
Jednak wtedy jeszcze tego nie wiedzieliśmy, dojechaliśmy do ostatniej stacji i nie wiedząc jak dostać się na plażę sforsowaliśmy bramkę w zamkniętym pubie. Na szczęście głównej bramy Pubu nie zamknęli przed naszym wyjściem, jednak skróciło to znacznie nasz pobyt. Postanowiliśmy tym samym, że jeszcze tu wrócimy, to było za mało! Mimo to widok morza, którego byłem pozbawiony od kilku lat napełnił moje serce szczęściem i radością.
Dzień drugi mieliśmy zacząć od zwiedzania Watykanu i muzeów watykańskich. Nie udało się to jednak z powodu kolejki która nas odstraszyła.

  • Porada) Nie dajcie się zwieść naganiaczom, którzy oferują ominięcie kolejki „ Skip the Line, skip the Line….” Może i kolejka wydaje się ogromna, jednak idzie naprawdę sprawnie. Btw jakoś po 12 już jej nie widziałem w ogóle, przerwa czy co?
Zdecydowaliśmy, że na smutki pójdziemy na lody. Polecana lodziarnia pod samym murem Watykanu to Old Bridge i zasługuje ona na miano cudownej, pysznej lodziarni ! Nie poznałem nigdy takiego smaku lodów, takiej konsystencji, to wszystko składało się na wielkie gałki, które ledwo zjedliśmy ;)

  • Porada) Warto dla własnego zdrowia i życia rozglądać się przechodząc przez ulicę. NIEWAŻNE CZY MAMY ZIELONE ŚWIATŁO (Piszę tę poradę tutaj, gdyż pod murami Watykańskimi byliśmy świadkami jak Pani poprawiająca sobie makijaż w ostatniej chwili hamuje autem przed nogami przechodnia na pasach.)
Muzeum nie wypaliło ( dziś ), dlatego pojechaliśmy zobaczyć hiszpańskie schody i osławioną fontannę di Trevi. Po drodze zwiedziliśmy piękny park, obok kościoła Św. Sabiny. Napotkaliśmy miły, polski akcent, do schodów można dojść ulicą Mickiewicza ;) Tłumy na schodach nie okazały się przesadzone jak to słyszałem w opowieściach i opiniach. Jednak to jest ten smak Włoch, dobrze się czuję słysząc dookoła ten język, krzyki, śmiech. Nie ma tam tylko zagranicznych turystów, w dużej części są to Włosi, którzy obrali sobie tam miejsca odpoczynku.
Przeszliśmy w dół schodów, potem w najdroższą ulicę Rzymu, skręciliśmy w prawo, lewo, potem zawróciliśmy, potem w lewo i w prawo…jakoś tak, dotarliśmy jednak do fontanny di Trevi, która oszołamia swoją wielkością i pięknem, misterną robotą, kolorem,  wszystkim. Naprawdę jest piękna, jednak, żeby to wszystko zauważyć, nie można tylko patrzeć, trzeba widzieć. Po spędzeniu czasu przy fontannie poszliśmy dalej obejrzeć Panteon od zewnątrz i od środka, również gorąco polecam, można  dobrowolnie wpisać się do księgi!

Kolejnym punktem dnia było odbicie sobie niedosytu poprzedniego, więc skierowaliśmy się ponownie nad morze. Było warto zobaczyć je jeszcze raz to piękne i czyste morze, przejść się bez butów wzdłuż plaży  i pomyśleć, że teraz w Polsce jest jakieś 15 stopni mniej ;) Wracając obeszliśmy jeszcze dzielnicę nadmorską, w której warto wejść do kilku knajp, jest taniej, 0 turystów, czuje się cudowny klimat, spokój i ten włoski luz. Zrobiło się ciemno, jednak nie chcieliśmy kończyć naszej wędrówki, wróciliśmy do miasta, spędziliśmy miłe chwile na ulicach Rzymu, nocą to miasto cały czas żyje, nie zatrzymuje się ani na chwile. W końcu wyczerpani i z obietnicą zwiedzenia na drugi dzień muzeów watykańskich wróciliśmy do domu.
Tu nie będę się rozpisywał, gdyż jeśli kogoś to interesuje, musi zobaczyć to na własne oczy, zaś jeśli kogoś to nudzi, nie będę tu pisał swoich wypocin ;) W każdym razie muzea okazały się ogromnym kompleksem, obeszliśmy chyba wszystkie sale, nawet tam gdzie już nie było ani jednej osoby, a strażnik sobie miło ucinał drzemkę. A szkoda, dla tych co idą zwiedzać tylko główne eksponaty, w tych mniejszych salach były cudowne precjoza, jak kolczyki, naszyjniki, misterna robota i świetny stan, w którym się zachowały napełniał mnie wielkim zdziwieniem i podziwem.
Dalej postanowiliśmy zwiedzić bazylikę św. Piotra, która okazała się gigantem, mistrzostwem. Może są piękniejsze rzeczy na świecie – ja ich nie widziałem. Weszliśmy również na kopułę bazyliki, mimo, że musieliśmy chwilę policzyć pieniądze, gdyż mogło się okazać, że nie będziemy mieli co jeść ;) Jednak pomyśleliśmy, że to może być ostatni raz w naszym życiu, a ja nie zamierzałem odpuścić okazji, dlatego po niedługim czasie cieszyliśmy się zapierającym dech w piersiach widokiem na Watykan i Rzym z kopuły bazyliki. Po zejściu skierowaliśmy się powoli (gdyż plac św Piotra jest moim ulubionym, Justyna musiała mnie stamtąd wyciągać siłą, mógłbym tam przesiedzieć cały dzień)  w mniej znane uliczki na pyszną kawę.


  • Porada) Nie warto chodzić w ścisłym centrum, oraz obiektach turystycznych na kawę, czy pizze, wystarczy skręcić w lewo, lewo, prawo, lewo i kilka uliczek dalej mamy ją taniej, lepiej, szybciej i z świetnym klimatem.
Zmęczeni trochę zwiedzaniem, ciągłym marszem i zachłyśnięci pięknem miasta pojechaliśmy do parku antycznego, przy via Appia, odpocząć popatrzeć z dala od tłumów jak sobie żyją Włosi, może spowodowane jest to słońcem, może trybem życia, jednak tam czuło się jakąś swobodę, luz i ciepło bijące od nich. A może to tylko chwilowe złudzenie, jakie Wy macie doświadczenia z Włochami?
Ostatni dzień przed wylotem do Polski połaziliśmy trochę po ulicach, zwiedziliśmy usta prawdy, o których zapomniałem i które nie wiem czemu mnie okropnie śmieszą, to chyba przez wyraz twarzy... Chwilę przysiedliśmy przy Circo Massimo, pozastanawiałem się jeszcze jak Ci Włosi, których teraz postrzegam jako miłych, uśmiechniętych i zabawnych ludzi mogli kiedyś wrzeszczeć i domagać się śmierci tylu tysięcy ludzi.
Wszystko niestety się kończy, przyszedł czas odlotu, wymieniliśmy swoje wrażenia z Natalią i udaliśmy się na pokład samolotu.
Po powrocie do Polski musieliśmy mieć się na baczności, akurat w Poznaniu skończył się jakiś mecz i kibice byli wszędzie, do tego doskwierał nam szok termiczny, gdyż było tylko kilka-może naście stopni. (Przecież dopiero się smażyliśmy w słonecznej Italii na lotnisku!)

Powrót mieliśmy do Łodzi również Polskim Busem, tam zastał nas śnieg na chodnikach, co totalnie zniszczyło mój nastrój i marzyłem już tylko iść do łóżka i znaleźć się, tym razem w snach z powrotem między gwarnymi ulicami Wiecznego Miasta…
PS. Nie wspomniałem tu o wielu rzeczach jak m.in. cudowna włoska kuchnia, ceny w sklepach, komunikacja miejska, formy rozrywki, ponieważ relacja rozrosła by się do niesamowitych rozmiarów. Powiedzcie, co byście jeszcze w moich relacjach chcieli zobaczyć, chętnie uzupełnię i podzielę się swoją skromną wiedzą na temat tego miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz